Nawigacja
STRONA GŁÓWNA
PATRON SZKOŁY
MISJA SZKOŁY
MODEL ABSOLWENTA
20 LAT III LO (1989-2009)
REKRUTACJA 2023/24
Kalendarz roku szkolnego
MATURA
PODRĘCZNIKI
PEDAGOG SZKOLNY
BIBLIOTEKA
GODZINY DZWONKÓW
Podstawowe dokumenty
MATEMATYKA
ARCHIWUM NEWSÓW
Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa
Konsultacje dla rodziców
Rada Rodziców
SZAFERADA 2024
Pielęgniarka
ZFŚS
Konkurs OZE
Polityka prywatności
Deklaracja dostępności
PATRON SZKOŁY
MISJA SZKOŁY
MODEL ABSOLWENTA
20 LAT III LO (1989-2009)
REKRUTACJA 2023/24
Kalendarz roku szkolnego
MATURA
PODRĘCZNIKI
PEDAGOG SZKOLNY
BIBLIOTEKA
GODZINY DZWONKÓW
Podstawowe dokumenty
MATEMATYKA
ARCHIWUM NEWSÓW
Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa
Konsultacje dla rodziców
Rada Rodziców
SZAFERADA 2024
Pielęgniarka
ZFŚS
Konkurs OZE
Polityka prywatności
Deklaracja dostępności
Download
Mamy laureata!
Laureatem gorzowskiego etapu 55. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego został Maciek Nieznański z klasy 3b.
Maciek 24 marca 2010 w Grodzkim Domu Kultury oczarował jurorów swoją interpretacją wiersza Juliana Tuwima "Mowa ptaków" oraz fragmentu "Na skalnym Podhalu" Kazimierza Przerwy-Tetmajera ("Bez co się święci dostali na kępę").
Recytacja prozy Tetmajera wcale nie jest taka prosta, ale Maciek jest w tym Mistrzem.
K. Przerwa-Tetmajer
Bez co się święci dostali na kępę
"Beło dwok hłopów i mieskali przy wodzie, jeden z jednej strony, a drugi z drugiej; ten, co beł na prawo, to sie nazywał Kuba Jamrozik, a ten na lawo Wawrzek Bieńkowski.
A to beło przy wsi, kajsi koło Białego Dónajca.
Ci hłopi mieli grónta koło wody, proci sobie. Kie wody sły, na wiesne, to abo jednemu urwało, a drugiemu przicyniło, abo temu zaś urwało, a hańtemu darowało.
Miał kazdy z tyk dwok gazdów po świentym z drzewa wyrzezanym: Kuba miał świentego Jantoniego, a Wawrzek świentego Jacka.
Kie woda sła, powódź od Tater, to sie oba modlowali: Jamrozik pytał: He, świenty Jantoni, urwijze tys Wawrzkowi, a mnie przicyń!... a Bieńkowski zaś wołał: świenty Jacku, ślicny, piekny, kieby tys Kubowi ubyło. a mnie przyrosło!...
He, cos, prziseł taki rok, co i Kubowi, i Wawrzkowi urwało.
Idzie Kuba ku świentemu Jantoniemu, co na półce stał:
Je cos to robis?!
A Wawrzek samo to we swoim domie.
Pośli po rade, oba wraz, do starego pustelnika, co w lesie nieobdalno mieskał.
Pustelnik pokiwał głowom i pada im:
- Moi ślicni piekni, świenci tys musom uwazować. coby do kłopotu pomiendzy sobom nie prziśli. Jeden drugiemu na despet nie fce zrobić.
Hebaby musieli w pośrodku rzeki stać, coby sprawiedliwie wode dzielili.
- Hy - pada Jamrozik - to nie trudno. Jest hań kępa na samym środku.
- No to ig hań wynieśmy - pada Bieńkowski.
- Nawet im bedzie weselej, bo bedom wroz. Wynieśli tyk świentyk i postawili pod daskem, coby na nig nie lało.
- No i jako beło?
- Jako beło? Sprawiedliwie świenci dzielili: zakiel Kuba i Wawrzek pomarli, kozdemu do równości po półtora morga gróntu wody urwały.
- No wicie! Co świenty rozum, to świenty!
- Zyjdyć to! Nie biadkał juz zoden, ba se przikwalali. jako im ten pustelnik dobrze poradzieł. Dziś ta jakiesi tamy bijom, cosi kajsi, wode ucom, coby wiedziała, jako ma iść, a drzewiej to se hłop wiedział i ze świentemi sam poradzić, i Pon Bóg go nie opuścieł.
- Nie opuścieł..."
Maciek 24 marca 2010 w Grodzkim Domu Kultury oczarował jurorów swoją interpretacją wiersza Juliana Tuwima "Mowa ptaków" oraz fragmentu "Na skalnym Podhalu" Kazimierza Przerwy-Tetmajera ("Bez co się święci dostali na kępę").
Recytacja prozy Tetmajera wcale nie jest taka prosta, ale Maciek jest w tym Mistrzem.
K. Przerwa-Tetmajer
Bez co się święci dostali na kępę
"Beło dwok hłopów i mieskali przy wodzie, jeden z jednej strony, a drugi z drugiej; ten, co beł na prawo, to sie nazywał Kuba Jamrozik, a ten na lawo Wawrzek Bieńkowski.
A to beło przy wsi, kajsi koło Białego Dónajca.
Ci hłopi mieli grónta koło wody, proci sobie. Kie wody sły, na wiesne, to abo jednemu urwało, a drugiemu przicyniło, abo temu zaś urwało, a hańtemu darowało.
Miał kazdy z tyk dwok gazdów po świentym z drzewa wyrzezanym: Kuba miał świentego Jantoniego, a Wawrzek świentego Jacka.
Kie woda sła, powódź od Tater, to sie oba modlowali: Jamrozik pytał: He, świenty Jantoni, urwijze tys Wawrzkowi, a mnie przicyń!... a Bieńkowski zaś wołał: świenty Jacku, ślicny, piekny, kieby tys Kubowi ubyło. a mnie przyrosło!...
He, cos, prziseł taki rok, co i Kubowi, i Wawrzkowi urwało.
Idzie Kuba ku świentemu Jantoniemu, co na półce stał:
Je cos to robis?!
A Wawrzek samo to we swoim domie.
Pośli po rade, oba wraz, do starego pustelnika, co w lesie nieobdalno mieskał.
Pustelnik pokiwał głowom i pada im:
- Moi ślicni piekni, świenci tys musom uwazować. coby do kłopotu pomiendzy sobom nie prziśli. Jeden drugiemu na despet nie fce zrobić.
Hebaby musieli w pośrodku rzeki stać, coby sprawiedliwie wode dzielili.
- Hy - pada Jamrozik - to nie trudno. Jest hań kępa na samym środku.
- No to ig hań wynieśmy - pada Bieńkowski.
- Nawet im bedzie weselej, bo bedom wroz. Wynieśli tyk świentyk i postawili pod daskem, coby na nig nie lało.
- No i jako beło?
- Jako beło? Sprawiedliwie świenci dzielili: zakiel Kuba i Wawrzek pomarli, kozdemu do równości po półtora morga gróntu wody urwały.
- No wicie! Co świenty rozum, to świenty!
- Zyjdyć to! Nie biadkał juz zoden, ba se przikwalali. jako im ten pustelnik dobrze poradzieł. Dziś ta jakiesi tamy bijom, cosi kajsi, wode ucom, coby wiedziała, jako ma iść, a drzewiej to se hłop wiedział i ze świentemi sam poradzić, i Pon Bóg go nie opuścieł.
- Nie opuścieł..."